Pomysł na przekazanie emocji związanych z Powstaniem Warszawskim mógł się narodzić wyłącznie w duszy osoby, dla której te treści w naturalny sposób przenikały jej życie. Nie ma, co się czarować, że osoby zakorzenione w podkarpackich pagórkach mogłyby same z siebie zrozumieć mazowieckie piachy i tęsknoty równin.
Pozwolę sobie na jednozdaniową prywatę, mimo kontaktu z Warszawą przez wiele pięknych lat, dopiero po około trzech latach, zaczęłam czuć tę nostalgiczną, mazowiecką duszę. Zatem w niewielkiej części rozumiem, dziecko Mazowsza, Ulę Rędziniak, pomysłodawczynię i autorkę scenariusza wydarzenia Strzyżów śpiewa dla Warszawy.
To, co się wydarzyło przed koncertem, na próbach i podczas koncertu nie miało prawa się aż tak udać. Kilkudziesięciu ludzi zaangażowało się w projekt tak bardzo, że nie były istotne urlopy, nie przeszkadzały wyjazdy ( ach te cuda techniki, jak dobrze, że akurat dały się w tym szczytnym celu wykorzystać), nawet stan zdrowia został odłożony na półkę z napisem: zaraz po koncercie.
Wszelkie, osadzone w realiach tamtych lat stroje, to także własność wykonawców. Podobnie jak elementy scenografii.
Myślałam nad tym, jak skwitować emocje, które wywoływały błyszczące łzami oczy?
Kto nie był, ten tego nie zrozumie. Pojawiło się zjawisko niebywałe: w czasach, w których wszystko jest przeliczalne na kasę, pojawiła się bezcenna SZTUKA.
Każdy to czuł, że jest w miejscu zupełnie innym, niż to, do którego przyszedł. Nie był w sali kinowej Sokoła, lecz był w walczącej Warszawie, słyszał żądania dostępu do włazów, wybuchy granatów, świst kul i płacz matek nad poległymi dziećmi stolicy.
Koncert ten, już się w tej formie nie powtórzy. Był jedyny, jak tylko ten zachód słońca i tylko ta pajęczyna obsypana brylantami rosy.
I dobrze. Kosztował wykonawców tak wiele energii i zaangażowania, że drugi raz??
Niemożliwe, żeby zaistniał.
A co zostanie?
Siła wspólnego działania. Wspomnienia. Przekonanie, że można polegać na kimś, kto nie zawiedzie. Że warto do bohaterów wracać. Że nie wszystko da się i trzeba kupować za pieniądze.
I, że gdyby ktoś, coś, gdzieś, na jakiś temat, to znów się skrzyknie ekipa, żeby zrobić coś, od czego tylko światełka do nieba idą. I nie dzieje się to w żadnym ważnym dla polityków miejscu. A wydarzy się znów w naszych sercach.
Zatem czekajcie na hasło, żeby znów przyjść po bezcenne dary. Powiemy Wam kiedy.
Urszula Wojnarowska-Curyło
Fot. Andrzej Górz